One day in LA.

      1 Comment on One day in LA.

Uff jak gorąco. Temperatury w południowej Kalifornii nie odpuszczają na chwilę. W tym roku luty jest podobno wyjątkowo ciepły.W ciągu tygodnia wybraliśmy się do Los Angeles. Lubię to miasto. Jest strasznie szpanerskie, ale bije z niego również pozytywna i twórcza energia.
Z Newport Beach do Los Angeles droga samochodem zajmuje około godziny. Ominęliśmy rush hour, więc do dzielnicy Santa Monica, gdzie znajduje się najbliższy Konsulat Generalny RP, dojechaliśmy w około 4o min. Na pewno poszło nam szybciej, ponieważ korzystaliśmy z pasa carpool – zarezerwowanego dla samochodów z minimum dwoma pasażerami. Zwróćcie uwagę na ilość pojazdów z samotnym kierowcą!

Wizyta w polskim, bardzo eleganckim urzędzie odbyła sie bez problemów i już za ponad miesiąc powinnam otrzymać pocztą mój nowy paszport.

Parę miesięcy temu wypatrzyłam na Instagramie portalu Discover LA oryginalną posiadłość. Bardzo chciałam zobaczyć ją na własne oczy. Udało się:

Stahl House znajduje się na wzgórzach Hollywood Hills. Buck Stahl nie był nikim sławnym. Z miejscem nie wiąże się też żadna hollywoodzka legenda. Po prostu pewnego dnia w 1954r.  Stahl kupił ziemię na wzgórzach i postanowił wybudować na niej swój dom.

Udało się mu dokończyć budowę z pomocą architekta Pierre’a Koeniga. Projekt powstał w ramach Case Study House Program. Był to praktyczny manifest sporej grupy projektantów, pragnącej nowoczesnej, powojennej i użytkowej architektury.

Przepiękna panorama widoczna z każdego wnętrza jest podstawą koncepcji Koeniga. Sam dom wybudowany jest w większości z szkła i stali. Stalh House wpisano w rejestr zabytkowych miejsc w Stanach Zjednoczonych.

 

Mogliśmy tylko pożałować, że nie zostaliśmy na zachód słońca oraz, że nie mogliśmy ochłodzić się w basenie.

Tutaj możecie jeszcze zobaczyć przegląd sesji fotograficznyh z Stalh House:  http://www.stahlhouse.com/index.php?option=com_content&view=article&id=19&Itemid=115

Po południu, już w innym rejonie LA, nie zabrakło nam czasu na nadrobienie koleżeńskich zaległości.

 

           Przejechaliśmy też przez słynną dzielnicę Beverly Hills.

Kiedy wyjechaliśmy już z upalnego Los Angeles, nie mogliśmy nie zatrzymać się w galerii handlowej na małe zakupy.

Niedawno przeczytałam książkę Woziłam arabskie księżniczki- autorstwa Amerykanki Jayne Larson.  Głównie opisuje w niej szał zakupów saudyjskiej rodziny królewskiej, ale z książki można także dużo dowiedzieć się o samym Mieście Aniołów. Polecam:)

Po drodze sprawdziliśmy jeszcze, czy poszczęściło się nam w mega loterii Powerball. Tym razem do wygrania było aż 500 milionów dolarów! Byliśmy blisko, ale jednak bardzo daleko.
Trójka zapewniła nam wygraną 7 dolarów! Wystarczyło prawie akurat na pyszny sernik cytrynowy z znanej sieciówki restauracji Cheesecake Factory.

Wróciliśmy trochę zmęczeni, ale w dobrych humorach, planując kolejną wizytę w magicznym LA.

H.

One thought on “One day in LA.

Leave a Reply

Your email address will not be published.